piątek, 9 września 2016

Rozdział 2

Obudziłam się rozbita i niewyspana. W nocy śnił mi się na zmianę Tom i Loki. Raz cudowny sen, a raz-koszmar...
W południe odwiozłam Rosie na urodziny do jej przyjaciółki ze szkoły-miały razem nocować, więc miałam mieć cały dzień dla siebie... Na usta wypłynął mi uśmiech. Po raz pierwszy od śmierci rodziców miałam mieć czas wolny. Nucąc pod nosem, wróciłam do domu, chwyciłam torbę ze strojem sportowym i ruszyłam na siłownię.
Gdy dotarłam na miejsce, zorientowałam się, że zapomniałam o dwóch rzeczach: 1)była sobota, 2) w weekendy na siłowni roiło się od pustych laleczek z tapetą na twarzy, przychodzące na siłownię tylko po to by zrobić zdjęcie na fejsa i pochwalić się byciem "fit". Na Boga.
Ledwo otworzyłam drzwi siłowni, okazało się, że niestety nie myliłam się. Siłownię obległo stado pustych laleczek z anorektycznymi tyłkami wciśniętymi w najnowsze legginsy Calvina Kleina za tysiąc dolców. Chyłkiem przemknęłam do szatni, a tam...
Zaklęłam cicho pod nosem. Wyglądało na to, że dziunie założyły sobie kolonię w szatni. Podłoga lepiła się od lakieru i nie dało się oddychać przez unoszącą się w powietrzu mgiełkę perfum. Już byłam bliska zrezygnowaniu z treningu... Ale kiedy wyszłam z szatni, zobaczyłam kilkanaście laleczek ledwo potrafiących podnieść ciężarki ważące 5 kilo. Z zaciętą miną wróciłam do szatni i przebrałam się. Włosy związałam w wysokiego kucyka i ruszyłam na salę. A gdy na nią weszłam...
Dokoła stanowiska do podnoszenia ciężarów roiło się stadko pustaczków, wzdychających i robiących zdjęcia. Z ciekawości podeszłam bliżej... Okazało się, że na ławce do podnoszenia ciężarów ćwiczył... Nie kto inny jak Tom! Ze znudzoną miną ignorował łaszenie się laleczek. Parsknęłam śmiechem.
-Dzień dobry, Tom. Jak mija ci weekend?-Zagadnęłam go, opierając się o lustro. Szybko podniósł się i gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się z ulgą.
-Cześć, Chriss. Miło cię widzieć.-Gdy laleczki zobaczyły, że się znamy, odeszły z obrażonymi minami. Tom dyskretnie westchnął z ulgą.
-Ech, dawno nie było tak źle. Może dajmy sobie spokój z siłownią i chodźmy już do kawiarni?-Poprosił, ale ja się tylko roześmiałam i pokręciłam głową.
-O nie, nie ma opcji! Mam lepszy plan.-Kazałam mu się przebrać, a sama poszłam zrobić to samo. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, wyjęłam telefon, by zawołać taksówkę, ale Tom mnie powstrzymał. W drugiej ręce trzymał kluczyki samochodowe. Wcisnął guzik... Gdy zobaczyłam samochód, który błysnął światłami, szczęka zjechała mi do samej ziemi. Czy on naprawdę miał Lamborghini Aventador, czy to tylko mi się śniło!? Gdy zobaczył moją minę, uśmiechnął się lekko i pociągnął mnie do samochodu. Wsunęłam się na miękkie, skórzane siedzenie. Gdy tylko Tom go odpalił, silnik zamruczał i gładko wyjechaliśmy na ulicę.
-To co, gdzie jedziemy?-Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.
-Ach tak! Po prostu jedź, będę cię kierować.-Po kilkunastu minutach dotarliśmy do niewielkiego budynku na obrzeżach miasta. Wysiadłam z samochodu, gdy tylko się zatrzymał. Byłam już przy wejściu do budynku, kiedy odwróciłam się i zobaczyłam, że Tom się wacha.
-No chodź. Nie zginiesz.-Zaśmiałam się. Zniecierpliwiona pociągnęłam go za rękę. Weszliśmy do małej, ciemnej recepcji. Przy kontuarze stał starszy Japończyk, któremu czas odcisnął na twarzy wyraźnie piętno.
-お帰りなさい。何か私にできますか?(Witaj ponownie. Co mogę dla ciebie zrobić?)-Przywitał się.
-ようこそ私たちは、時間のための部屋を借りたいと思います。(Witaj. Chcielibyśmy wynająć salę na godzinę.)-Odpowiedziałam. Staruszek wręczył nam klucze do sali, a ja pociągnęłam zszokowanego Toma za sobą. Gdy znalazłam właściwe pomieszczenie i otworzyłam je, Tom jeszcze bardziej zdębiał. Była to sala do ćwiczeń, ale nie taka zwykła! Na ścianach wisiały sztylety treningowe z ostrzem z twardej gumy, miecze treningowe oraz wiele innych rodzajów broni białej.
-Umiesz posługiwać się bronią białą?-Spytałam, a mój towarzysz jak za sprawą zaklęcia oprzytomniał.
-Oczywiście, że umiem!-Uśmiechnął się złośliwie. Chwycił dwa sztylety, a kolejne dwa rzucił mi. Wyszliśmy na ring pośrodku sali.
-Na trzy.-Zaczęłam, ale on mi przerwał.
-Ustalmy zasady.
-W porządku. Jeśli ja wygram, będę mogła przejechać się twoim autem.-Rzuciłam.
-Okej. Z kolei jeśli ja wygram, zamiast do kawiarni dasz się zaprosić do mnie na obiad.-Powiedział, uśmiechając się bezwstydnie. Poczułam, że się czerwienię, ale szybko odegnałam rumieniec.
-Raz... Dwa... Trzy!-Skoczyłam na niego, celując w szyję. On jednak sparował cios, a ja pozwoliłam, by moje ostrza zsunęły się po jego. Następnie pchnęłam w brzuch, ale on odskoczył.
-Dobra.-Uśmiechnął się.-Teraz moja kolej.
Zamierzył się na moje nogi, ale przewidziałam podstęp. Kucnęłam, a ostrza zaświszczały nad moją głową. Odskoczyłam kawałek, a potem wzięłam rozbieg i przeskoczyłam nad nim, w powietrzu tnąc w jego szyję. On jednak jakimś cudem złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w dół. Na szczęście udało mi się wylądować na zgiętych nogach, ale znalazłam się na straconej pozycji. Broniłam się przed falą ciosów, nie mogąc w żaden sposób odskoczyć. W pewnym momencie Tom podciął mi nogi. Nie upadłam tylko dlatego, że przyparł mnie do ściany, jedną ręką przytrzymując ręce a drugą spokojnie przykładając sztylet do gardła.
-I co?-Spytał się z uśmieszkiem na twarzy.-Kto wygrał?
W tym momencie podskoczyłam i obydwoma nogami kopnęłam go w brzuch. Poleciał na plecy, a chwilę później to ja trzymałam sztylet przy jego gardle. Po chwili podniosłam się i zachichotałam.
-Kto wygrał? Ja!-Krzyknęłam. W tym momencie usłyszałam ryk silników i zobaczyłam, jak dach się załamuje. Wrzasnęłam ponownie, tym razem z przerażenia. W powietrzu unosił się... Helicarrier!? Co on robił w Wielkiej Brytanii!? W tym momencie dokoła nas znikąd pojawiło się mnóstwo żołnierzy S.H.I.E.L.D .
-Loki Laufeyson!-Ryknął głos z Helicarriera, wielokrotnie zgłośniony przez głośniki.-Jesteś otoczony! Poddaj się.
Patrzałam, jak Tom podnosi powoli ręce. Byłam przestraszona, ale byłam pewna, że to pomyłka. Wtedy na wewnętrznej stronie jego ramienia zobaczyłam pewien znak... Tatuaż. Dwa splecione ze sobą węże. Przypominały mi coś. Tak! To węże z nordyckiej mitologii! A co one oznaczały...? I wtedy zamarłam. To był znak boga kłamstw, psot i przekrętów, czyli... Lokiego.

***PERSPEKTYWA 3-CIEJ OSOBY***

Nick Fury stał na głównym pokładzie Helicarriera i obserwował ujęcie więźnia. Niesamowite, jaki ten boski padalec miał talent do wtapiania się w tło. Zastanawiało go postać młodej dziewczyny stojącej obok Kłamcy. Nie była zahipnotyzowana. Wyglądała na... Zdziwioną całą tą sytuacją. Spoglądała to na statek, to na Lokiego, a na jej twarzy zaczął pojawiać się gniew. Podeszła do boga i zaczęła na niego coś... wrzeszczeć!? A ten wyglądał na... skruszonego!? Niemożliwe. Z rozmyślań wyrwała go agentka Hill.
-Szefie, powinieneś zobaczyć to nagranie. Wygląda na to, że ta dziewczyna i Loki ćwiczyli razem.-Hill włączyła nagranie z kamer. Fury obserwował, jak ta mała istotka... Pokonuje Kłamcę!?
-Znajdźcie mi informacje na jej temat.-Rzucił i obserwował ujęcie boga. Jeden z agentów wziął dziewczynę na bok i wyjaśnił jej sytuację.
Po chwili Hill wróciła.
-Szefie, informacji praktycznie nie ma. Wiadomo tylko, że nazywa się Christina Ayala, ma 20 lat i studiuje na Harvardzie. Jej adres, PESEL, paszport... Wszystko sfałszowane. A tak, ma siostrę. Rosalie. Młodszą.
Fury skinął głową.
-Dobrze.-Zarządził.-Zapewnijcie jej siostrze opiekę. A ją zatrzymajcie.

***PERSPEKTYWA CHRISTINY***

Spokojnie słuchałam tłumaczeń agenta, kiedy ten nagle zesztywniał. W następnym momencie inny agent złapał mnie za ręce i wykręcił do tyłu.
-Ej!-Krzyknęłam i potraktowałam go paralizatorem ukrytym w rękawie. Kolejnego napastnika znieczuliłam podobnie. No i ten sposób zwróciłam na siebie uwagę całego oddziału... Rozproszona walką z napastnikami, nie zauważyłam małej igiełki lecącej w moją stronę. Ale poczułam, jak wbija mi się w szyję. "Środek nasenny"-Przeleciało mi przez myśl... I odpłynęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz