poniedziałek, 5 września 2016

Rozdział 1

Gdy napastliwy dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu, przetoczyłam się po łóżku i przykryłam głowę poduszką w nadziei na choć kilka minut odpoczynku. Moje niecne plany udaremniła jednak pewna mała, niezwykle irytująca istotka o imieniu Rosie, z którą (niestety) łączyły mnie więzy krwi. Mała wspięła się na moje łóżko i zaczęła po nim skakać, śpiewając.
-Christie! Christie! Wstawaj, wstawaj no! Idziemy do szkoły!-Śpiewała, podskakując i przy okazji niemal miażdżąc mi miednicę.
-Rosie, ile razy mam ci powtarzać, nie skacz po łóżku! I uspokój się, zdążymy.-Jęknęłam i wstałam z łóżka. Ledwo żywa zawlokłam swoje ledwo żywe jestestwo do kuchni w celu przygotowania śniadania. Gdy woda się zagotowała, a kanapki były gotowe, zawołałam moją siostrę na dół. Młoda zbiegła po schodach gotowa do szkoły i-o zgrozo-wyglądało na to, że dorwała się do moich kosmetyków. Włosy miała zlepione niebotyczną ilością lakieru, a na policzkach coś, zo wyglądało na moją ulubioną, bladoróżową szminkę. Z kolei okolice oczu miała umazane pudrem i tuszem do rzęs. Krótko mówiąc, wyglądała jak siedem nieszczęść.
-Rosie! Coś ty zrobiła!?-Jęknęłam. W oczach małej pojawiły się łzy.
-Christie, b-bo ja chciałam wyglądać tak ładnie jak t-t-tyyy...-Zaszlochała, a jej usta wykrzywiły się w podkówkę. Szybko przywołałam na twarz uśmiech i przytuliłam ją.
-Mała, nie płacz. Jesteś piękna, tylko użyłaś troszeczkę za dużo szminki. Chodź, zmyjemy to i pomogę ci się pomalować...
Szybko zabrałam ją do łazienki i pomogłam zmyć tapetę z twarzy. Usta pomalowałam jej delikatnie bladoróżowym błyszczykiem. Szybko pochłonęłyśmy śniadanie i wsiadłyśmy w taksówkę.
Gdy podjechaliśmy pod szkołę Rosie, mała spojrzała na mnie ze strachem. Przytuliłam ją mocno. Przy wejściu czekała nauczycielka i jej nowa klasa.
-Dzień dobry. Jestem Katherine Ledger i będę wychowawczynią pani córki. Odezwała się miło wyglądająca brunetka, licząc na oko miała około 30 lat.
-Miło mi panią poznać. Nazywam się Christina Ayala i jestem starszą siostrą oraz prawnym opiekunem mojej siostry.-Sprostowałam i uśmiechnęłam się. Nauczycielka spojrzała na mnie z ciekawością.
-Ach tak? A mogę wiedzieć, co się stało z waszymi rodzicami?-Spytała. Mój uśmiech stopniał szybciej niż śnieg w piekle.
-Zamordowano ich rok temu.-Odpowiedziałam zimno. Nauczycielka spąsowiała.-Odbiorę Rosie około 17.-Rzuciłam na odchodne i wróciłam do taksówki.
-Na Harvard poproszę.-Powiedziałam cicho do taksówkarza, a ten uniósł brwi z uznaniem.
-Harvard? A co panienka studiuje?-Spytał.
-Medycynę.-Powiedziałam i założyłam słuchawki.
Reszta podróży upłynęła szybko, zajęcia także. Gdy tylko wyszłam z ostatniego wykładu, moje myśli zaprzątała już tylko jedna rzecz-teatr. Wskoczyłam do autobusu i ruszyłam w stronę Teatru Miejskiego. Od jakiegoś roku dorabiałam sobie jako aktorka. Podobno miałam talent, ale nigdy nie wiązałam swojej przyszłości z aktorstwem. Gdy weszłam do sali, oprócz znajomej mi grupy osób, z którymi występowałam, na scenie stał wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Skądś go kojarzyłam...
-O! Christina! Fajnie, że jesteś.-Wykrzyknął Max, reżyser.-Poznaj nowego członka naszego składu.-Wskazał ręką na czarnowłosego mężczyznę, a ten skinął głową w przywitaniu. Miał niesamowicie intensywnie zielone oczy. Na sto procent skądś go znałam... Podeszłam do niego i przywitałam się.
-Christina. Miło poznać.-podałam mu rękę, spodziewając się, że po prostu ją potrząśnie, ale on uniósł ją do ust i ucałował.
-Tom.-Wyszeptał z zawadiackim uśmiechem. I wtedy w głowie zapaliła mi się lampka.
-Wiesz co, pewnie mnóstwo osób ci to mówi. Jesteś niesamowicie podobny do Lokiego, wiesz, tego psychopaty co jakiś czas temu zaatakował Nowy Jork. Na pewno go kojarzysz, było o nim głośno.-Kiedy tylko usłyszał moje słowa, spłoszył się i opuścił oczy.
-Ach, tak. Coś tam słyszałem.- Mruknął.
Próba szybko nam minęła, a Tom cały czas się na mnie patrzył. Kiedy zajęcia się skończyły, Tom podszedł do mnie.
-Christina, a co powiesz na spotkanie? Może jutro w kawiarni "Famaberia" o 18?-spytał się. Spąsowiałam.
-Bardzo chętnie, dziękuję za zaproszenie.-wyjąkałam. On uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
Przez całą drogę byłam rozkojarzona. Na pytania Rosie odpowiadałam monosylabami. Gdy wieczorem wróciłyśmy do domu, a Rosie poszła spać, miałam nareszcie chwilę dla siebie. Poszłam do łazienki i przyjrzałam się sobie w lustrze. Długie, platynowe włosy spięte w niedbałego koka. Błękitne, oczy, pełne, malinowe usta. Westchnęłam. Przemyłam twarz wodą, a kiedy otworzyłam oczy i spojrzałam w lustro...
Stał za mną. W Asgardzkich ubraniach, długim, zielonym płaszczu i uśmiechem na ustach. Już miałam krzyczeć, kiedy on położył palec na ustach, a drugą dłonią przejechał po moich plecach. Miał lodowatą skórę. Mrugnęłam... I już go nie było.
Przerażona popędziłam do pokoju Rosie, ale mała spała spokojnie. Ja także się położyłam. To na pewno nie było przywidzenie. Nadal czułam gęsią skórkę na plecach od jego zimnego dotyku. I jego twarz... Wyglądał identycznie jak Tom... Mogliby uchodzić za bliźniaków. Usnęłam, dręczona niespokojnymi myślami.
A śniła mi się para niezwykle zielonych oczu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz